W Kalifornii pożary pochłonęły co najmniej 11 ofiar. Sytuacja w hrabstwie Los Angeles jest dramatyczna, choć osłabienie wiatru daje nadzieję na opanowanie żywiołu.
Los Angeles zmaga się z pożarami, które rozsiewa wiatr Santa Ana. Pogoda jest kluczowa dla dalszego rozwoju sytuacji. - Najgorsze byłyby gwałtowne, intensywne opady deszczu, które niestety w tamtym rejonie powodują powodzie związane ze spływami błotnymi, które zapewne będą miały dramatyczne skutki, jeśli wystąpią - mówi o2.pl Anna Gryczman, synoptyk IMGW.
Przyczyna pożarów w Los Angeles i okolicach nie jest znana. Pewne jednak jest, że wpływ na szybkość rozprzestrzeniania się ognia ma wiatr Santa Ana. Amerykanie nazywają go "diabelskim wiatrem", ponieważ wielokrotnie daje się we znaki mieszkańcom. Teraz wieje tak mocno, że ogień szybko przenosi się na kolejne obszary. Co ciekawe, w samym Hollywood, które jest zagrożone ogniem, wiatr Santa Ana ukazano w romantyczny sposób.
W Kalifornii pożary zniszczyły ponad 1000 obiektów i zabiły co najmniej pięć osób. Ewakuowano ponad 130 tys. mieszkańców. Prezydent Joe Biden odwołał podróż do Włoch i pozostał w kraju, by monitorować sytuację.
Pożar w Pacific Palisades w Los Angeles rozprzestrzenia się w zastraszającym tempie, niszcząc obszar równy pięciu boiskom futbolowym na minutę. Miasto ogłosiło stan wyjątkowy, a akcję gaśniczą utrudniają silne wiatry.
Do niecodziennego zdarzenia doszło w trwającym miesiącu w jednej ze wsi w stanie Ohio. W Ridgeville piorun uderzył w drzewo. Rozżarzony konar płonął przez bardzo długi czas, jednak strażacy nie mogli nic zrobić. Ognia nie dało się ugasić w prosty sposób. Drzewo trzeba było pociąć na mniejsze kawałki. Dlaczego?