IMGW pokazało mapy. Skutki odczujemy już wkrótce. "Najtrudniejszy czas"

Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej opublikował mapy, które wskazują na suszę hydrologiczną w Polsce. - Luty był ekstremalnie suchy w całym kraju a do tego również słoneczny. Wyżowa pogoda utrzymywała się przez znaczną część miesiąca. Są regiony, gdzie nie spadła kropla deszczu - czytamy we wpisie IMGW. Dla przykładu - w Chojnicach spadło 47 procent mniej opadów, niż wynosi norma miesięczna. To właśnie w północno-zachodniej Polsce sytuacja najbardziej odbiegała od standardowej.

Co oznacza taka susza? Dla produkcji rolnej mniejsze płody, gorsze zbiory także dla sadowników. Mniejsza ilość wody w środowisku to także jego degradacja. Niedawno pisaliśmy o tym, jak wygląda sytuacja w jednym z nadleśnictw w woj. świętokrzyskim. Jest jeszcze jedno i to bardzo poważne zagrożenie - pożary.

Od pogody zależy bardzo dużo. Jeżeli jest ona wilgotna, tych pożarów jest mniej. W poprzednim roku liczba pożarów nie była większa od normy, Jednak co trzy-cztery lata, gdy mamy suche wiosny i lato, mamy plagę pożarów lasów - przyznaje st. bryg. Karol Kierzkowski, rzecznik Komendy Głównej Państwowej Straży Pożarnej.

Rzecznik Komendy Głównej PSP przyznaje, że dane publikowane przez IMGW są niepokojące. Suszę widać szczególnie w centralnej części Polski - w Wielkopolsce, woj. łódzkim i mazowieckim. Na mapie prezentujące aktualny stan suszy widać ogromny, pomarańczowo-czerwony pas ziemi, przechodzący przez środek naszego kraju. Zgodnie z legendą to obszar "ekstremalnie" lub "silnie" zagrożony suszą.

Ostatni weekend był dość ciepły i suchy. W ogóle nie było śniegu. To spowodowało, że mieliśmy cztery razy więcej pożarów traw niż w ubiegłym roku. Z poziomu 500 takich przypadków skoczyliśmy na poziom 2,5 tysiąca. Trzeba jednak pamiętać, że w tym przypadku istotny jest czynnik ludzki. Mamy do czynienia z podpalaczami. Nic nie dzieje się naturalnie - mówi st. bryg. Karol Kierzkowski.

Jak dodaje, pożary lasów zdarzają się przez cały rok. Pojedyncze przypadki zdarzają się nawet zimą.

Wysyp pożarów następuje w maju. To czas, kiedy wegetacja dopiero rusza, w lasach jest jeszcze dość sucho. Dlatego okres kwietnia i maja to najtrudniejszy czas. Las się wtedy nie broni. Kiedy się zazieleni, pożary trochę ustają. W dalszym okresie czasu wszystko zależy od pogody. Jeżeli utrzymuje się słoneczna pogoda, to nawet przy niezbyt wygórowanych wartościach temperatury podatność na pożary jest duża. Niestety, niektóre osoby dokonują podpaleń podczas wizyty w lasach - mówi nasz rozmówca.

Rzecznik Komendy Głównej PSP mówi, że strażacy współpracują z Lasami Państwowymi, organizują ćwiczenia i prowadzą kontrole, podczas których rozmawiają z leśnikami na temat źródeł wody czy dróg dojazdowych. Straż pożarna opiniuje także plany przeciwpożarowe.

Współpracujemy także z Policją i Strażą Graniczną w zakresie zwalczania pożarów z powietrza z pomocą tzw. Bambi Bucket. Do śmigłowca, którego pilotuje policja, przymocowany jest podwieszony zbiornik z wodą. System ten obsługują strażacy. Pomysł ten zrodził się podczas pożarów w Biebrzańskich Parku Narodowym. W ten sposób wspomagamy dromadery - mówi nasz rozmówca.

Dromadery, gwoli ścisłości, to samoloty pożarnicze, wykorzystywane przy gaszeniu pożarów, ale także przy opryskach. Bambi Bucket są wykorzystywane m.in. do walki z ogniem na południu Europy.

To bardzo efektywny sposób gaszenia pożarów. W jednej chwili 3 tys. litrów wody spada z powietrza. Takich nalotów możemy zrobić kilkanaście ciągu godziny bądź więcej, w zależności od dostępu do źródła wody. Takie działanie pomaga nam w największym stopniu - mówi st. bryg. Karol Kierzkowski.

Polscy strażacy gasili w ten sposób nie tylko pożary w kraju, ale także za granicą. Uczestniczyli w akcjach w Czechach i Turcji. Rzecznik KG PSP dodaje na koniec, że każdy powinien pamiętać o kilku zadach - nie śmiecić w lasach, ogniska palić w wyznaczonych do tego miejscach, a o ewentualnym pożarze poinformować straż najszybciej jak to możliwe. - Im szybciej przyjedziemy, tym prędzej uda nam się pożar opanować - podkreśla rzecznik.

Policja przypomina, że zgodnie z ustawą o ochronie przyrody, ustawą o lasach oraz kodeksem wykroczeń za wypalanie traw grozi kara nagany, aresztu lub grzywny do 5 tys. zł. Jeśli jednak w wyniku podpalenia trawy dojdzie do pożaru, który sprowadzi zagrożenie utraty zdrowia lub życia wielu osób albo zniszczenia mienia wielkich rozmiarów, sprawcy grozi nawet kara pozbawienia wolności do 10 lat. Mało tego, rolnicy, którzy wypalają trawy, mogą mieć na głowie Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, która może nałożyć na nich kary, z cofnięciem dopłat włącznie.