Potężne opady deszczu (w niektórych miejscach ponad 400l wody na metr kwadratowy w ciągu godziny) doprowadziły do katastrofalnej powodzi w południowo-wschodnim regionie Hiszpanii. Tamtejsze służby podają, że od wtorku w wyniku zalań zginęły już 62 osoby. Liczba ta będzie rosnąć.
W internecie pojawiają się nagrania, na których widać odpływające samochody i ludzi porywanych przez nurt wody. Niestety, dramatyczne sceny to aktualna codzienność mieszkańców Walencji. Muszą zmagać się ze skutkami wielkiej wody. Bardzo ucierpiały m.in. gminy Chiva i Utiel, leżące w zalanym regionie.
Mieszkam niedaleko lotniska w Walencji. W naszym rejonie nie padało za wiele, ale woda z Chiva i Utiel dotarła i do nas. Miejscowości leżące w kierunku Madrytu są całkowicie pod wodą. Nikt nie spodziewał się, że spadnie tak dużo deszczu, a w ciągu jednej nocy przejdą trzy ogromne burze i tornada - mówi nam Aleksandra Huetter, mieszkanka regionu Walencji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kobieta wskazuje, że taka ilość opadów sprawiła, że wylały wszystkie koryta lokalnych rzek. - Woda nie miała gdzie spłynąć - tłumaczy mieszkająca w Hiszpanii Polka. Dodaje jednocześnie, że na jej oczach "samochody odpływały jak łódki".
Część ludzi została uwięziona w centrach handlowych. Zalane są atrakcje turystyczne. Wyrwy w drogach mają nawet 10 metrów. Pod wodą są wszystkie ulice do wysokości 1. piętra. Ponad 60 osób uznano za zmarłe. Przez prawie 24 godziny nie mieliśmy kontaktu z moją szwagierką. Okazało się, że jest cała i zdrowa, ale jednocześnie odcięta od świata. Nie mamy prądu. Ludzie są pozbawieni komunikacji. To dramat, nie spodziewaliśmy się tego - dodaje Aleksandra Huetter.
Obraz regionu Walencji jest według Polki niezwykle przygnębiający. Kobieta tłumaczy, że aktualnie mieszkańcy regionu dostają wiele niepokojących informacji, np. że niedługo może zabraknąć wody w kranie. Ludzie wykupują wodę ze sklepów.
W tej chwili w sklepach nie ma już butelkowanej wody. W kranie jeszcze jest, ale pojawia się coraz więcej wiadomości, że może jej zabraknąć. Poczuliśmy się trochę jak podczas pandemii - tłumaczy nam mieszkanka Hiszpanii.
Czytaj także: Ciało w Głuchołazach. Czesi potwierdzają. To 27-latka
Aleksandra Huetter zaznacza, że hiszpańskie służby zaczęły informować o zagrożeniu od wczorajszego wieczora. Początkowo mieszkańcy Walencji dostawali informacje, aby nie wychodzić z domu. Alarmy komórkowe pojawiały się coraz częściej, wraz z zintensyfikowaniem opadów.
Powódź dotyka całą Hiszpanię. Ksiądz mówi o problemach w szkole
Ze skutkami powodzi zmagają się także mieszkańcy miejscowości oddalonych od epicentrum tragicznych wydarzeń. Ks. Emil Kałuża mieszka ok. 100 kilometrów od Walencji. Chociaż przyznaje, że sytuacja powodziowa jest tam stabilna, to nie wszystko działa tak, jak należy.
Odwołane zostały wszystkie lekcje i wydarzenia powiązane ze szkolnictwem. Wiem, że zablokowane są drogi wokół Walencji. Nie wiemy, czy dojedziemy w najbliższym czasie do tamtejszego kościoła. Dostałem informacje od osób, które mieszkają blisko powodzi, że brakuje wody. Ta jest jednak dowożona. Nic dziwnego. Przez region przeszło tornado, ogromny huragan i nawałnica deszczowa. To wygląda tragicznie - mówi nam polski duchowny.
Czytaj także: Dramat na Pomorzu. Policjant dostał 13 ciosów
Dodajmy, że według aktualnych danych 200 tys. gospodarstw domowych w Hiszpanii jest całkowicie odciętych od świata. Specjaliści wskazują, że tak intensywne opady są rzadkością. Polscy Łowcy Burz przeanalizowali, że ilość deszczu, która spadła w Walencji przez 4 godziny, pojawiła się w Polsce podczas powodzi przez 3 dni.
Marcin Lewicki, dziennikarz o2.pl