Nadleśnictwo Daleszyce, znajdujące się w woj. świętokrzyskim, poinformowało w jednym z postów, że w ostatnich tygodniach suma opadów to ledwie 10 proc. tego co zwykle spada w tym okresie. Skutki dla środowiska leśnego są fatalne. Drzewa słabną, przez co ulegają szkodnikom. Wszystko przez niewielkie ilości deszczu, ale także przede wszystkim śniegu, który pozwala zatrzymywać wodę na jakiś czas.
Brakuje zimowych opadów. U nas śnieg pojawił się tylko raz w tym sezonie i nie było go rekordowo dużo. Brakuje również deszczu, bowiem w poprzednim sezonie występowały przynajmniej takie opady. Teraz brakuje tych zasobów w glebie. Zimą jeszcze tego nie widać, bo nie ma okresu wegetacji. Skutki będą widoczne w długiej perspektywie. Wiosna zapowiada się kiepsko - mówi w rozmowie z o2.pl Paweł Kosin, rzecznik prasowy Nadleśnictwa Daleszyce.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Susza w lasach. Skutki mogą być fatalne. "Polska stepowieje"
Rzecznik nadleśnictwa wskazuje, że woda w glebie jest jak pakiet startowy dla wszystkich rozwijających się roślin na danym obszarze. Dzięki niej nasiona kiełkują. Bez tego nie mają szans. Leśnicy przesuwają nawet sadzenie drzew na jesień, bo zima jest bardzo kapryśna. Wszystko przez zmieniający się klimat. Paweł Kosin mówi, jakie są już widoczne skutki takiego stanu rzeczy.
Widzimy spory kryzys wśród gatunków wrażliwych na brak wilgoci. Jodły są osłabione i bardzo podatne na szkodniki. W naszym regionie problemem jest jemioła, która jest pasożytem i dobija te jodły. Potem pojawiają się szkodniki wtórne w postaci korników. Najstarsze jodły, które potrzebują dużo wilgoci, niestety obumierają całkowicie - mówi Paweł Kosin. - Nie pamiętam tak suchej zimy, jak obecna. Nawet jeśli nie było śniegu, był deszcz. Porządnych opadów nie było u nas od wielu tygodni - dodaje po chwili.
Co ciekawe, patrząc na sumy opadów, są one bardzo podobne. Problem polega jednak na tym, że opady są krótkie i intensywne, a po nich przychodzi wielodniowa susza. Cała woda zdąży spłynąć, zanim wchłonie ją ziemia. Leśnicy robią, co mogą. Uruchomili program małej retencji. Zatrzymują wodę w zbiornikach. Zalewają poldery, aby zapewnić odpowiednią wilgotność. Zielone obszary są jak gąbka, która wchłania wodę i pozwala ją zachować. Gromadzi się głównie na torfowiskach i w lasach podmokłych. Niestety, siły natury są nieubłagane.
Polska po prostu stepowieje. Dla niektórych gatunków drzew robi się za gorąco. W szczególności mam na myśli gatunki borealne, które rosły w klimacie umiarkowanym, ale chłodniejszym, charakterystycznym dla Skandynawii i północnej części Polski. Ze względu na ocieplenie klimatu one się po prostu "gotują", jest dla nich za gorąco. Obserwujemy wycofywanie się tego gatunku. Dotyczy to nawet najbardziej pospolitego gatunku, czyli sosny. Według najbardziej pesymistycznych badań zmniejszy on swój udział o kilkadziesiąt procent w składzie gatunkowym polskich lasów - mówi Paweł Kosin.
Hydrolog: Jesteśmy w stanie suszy
Dr Marcin Wdowikowski jest hydrologiem z Wydziały Inżynierii Środowiska Politechniki Wrocławskiej. Jak mówi, z wieloletnich danych meteorologicznych wynika, że "lokalne zmiany w strukturze czasowej i przestrzennej opadów atmosferycznych, w szczególności w okresach zimowych.".
Jakie jest związane z tym niebezpieczeństwo? Przy szybkim odpływie wody ze środowiska, czyli braku dostatecznej retencji glebowej i krajobrazowej, drzewa mają ograniczony dostępu do zwierciadła wody gruntowej. Państwowy Instytut Geologiczny w ramach Państwowej Służby Hydrogeologicznej alarmuje, że poziomy wód gruntowych zbliżają się w tej chwili do wartości krytycznie niskich. W ostatniej dekadzie lutego, czyli niemal w środku cyklu hydrologicznego, już jesteśmy w stanie suszy, a dopiero przed nami najtrudniejsza część w roku. Według oficjalnych danych IMGW-PIB w województwie świętokrzyskim suma opadów atmosferycznych w styczniu tego roku wyniosła około 70% wartości wieloletniej względem okresu 1991-2020. Podobna sytuacja jest w większej części kraju - komentuje dr Wdowikowski.
Zapytaliśmy, czy rzeczywiście w związku z gwałtownym ubytkiem zasobów wody w przyrodzie i niemożnością pozostawienia ich w środowisku, niektóre gatunki drzew mogą znikać z krajobrazu polskich lasów.
To realne zagrożenie, ale trzeba pamiętać, że jest to proces. Niestety nadal obserwujemy w środowisku, zlewniach i krajobrazie brak retencji. Silny odpływ wód deszczowych, nie tylko z kanalizacji miejskich, rzek czy mniejszych cieków powoduje tendencję do obniżania się poziomu zwierciadła wody gruntowej na dużych obszarach. Wówczas dostępność wody, wyrażona brakiem wody dyspozycyjnej i polowej pojemności wodnej w profilu gruntowym, dla strefy korzeniowej jest mniejsza. Nie wszystkie gatunki roślin, w szczególności drzew, radzą sobie z przystosowaniem do takiego kierunku zmian. Niektóre z nich mają system korzeniowy zbudowany w taki sposób, że nie idzie on w głąb profilu glebowego, ale jest powierzchniowy. Tworzy on coś w rodzaju kapelusza, który jest rozbudowany wszerz, ale jednocześnie jest bardzo płytki, dostosowany do wysokich poziomów zwierciadła wody gruntowej. Jeśli zwierciadło wody jest poniżej tego systemu przez długi czas, dostępność wody dla tych drzew jest mniejsza i one po prostu usychają - mówi dr Marcin Wdowikowski.
Ekspert zauważa też inny rodzaj zagrożenia. Chodzi o pożary. - Gdy profil glebowy i rośliny są przesuszone to powstają idealne warunki do zapłonu, czego mieliśmy okazję już doświadczyć kilka dni temu w zlewni Smarkatej na Podkarpaciu - dodaje.
Leśnicy znaleźli jeden ze sposobów, by ocalić drzewostan. Sadzą drzewa liściaste, które mają głębszy system korzenny, niż gatunki iglaste. Choćby świerk, który ma bardzo płytkie korzenie, przez co nie sięga do głębszych pokładów wody. Pewne jest jedno — zmiany w lasach i tak będą postępowały.
Lasy naszych wnuków na pewno będą inne niż te, w których zbieramy grzyby lub odpoczywamy obecnie - podsumowuje Paweł Kosin.
Obszary zagrożone suszą w Polsce. Na czerwono — zagrożenie ekstremalne. Na pomarańczowo — zagrożenie silne. Na żółto — umiarkowane. Niewielkie obszary zielone są słabo zagrożone.